Dla tych, którzy nie śledzą FoodTrek’a na facebook’u, należy się słowo wyjaśnienia. Ostatnimi czasy zmieniłam stan cywilny na ten bardziej poważany i wraz z moim świeżutkim mężem ruszyliśmy w podróż dookoła Europy. Trasę wyznaczyły nam tanie połączenia lotnicze i pociągowe ;) Odwiedziliśmy kolejno: Amsterdam, Paryż, Marsylię, Rzym, Wenecję i Pragę. W każdym mieście spędziliśmy po 2-3 dni, tylko tyle, by posmakować klimatu miasta, zobaczyć największe zabytki, przejść po jak największej ilości ulic, parków i zakamarków… i ruszać dalej :) Do większości odwiedzonych miejsc zamierzamy wrócić na poprawkę.
Cała przygoda zaczęła się 9 września, gdy wsiedliśmy do samolotu lecącego do Eindhoven. Stąd już tylko godzinka autobusem i już witał nas Amsterdam :) Przywitał nas rowerami… Pierwsze wrażenie było takie, że rowery są wszędzie. Wrażenie to utrzymało się przez cały pobyt ;) Osobiście miałam duże problemy z rozróżnieniem chodnika od ścieżki rowerowej, a czasem i od ulicy (niektóre fragmenty ulic wyglądały dokładnie jak chodniki – były nawet podniesione), przez co poruszanie się pieszo dostarczało niezłą dawkę adrenaliny ;) Na szczęście holenderscy kierowcy są bardzo ostrożni i kulturalni.
Dotarliśmy już nieźle głodni, więc od razu ruszyliśmy na poszukiwanie stamppotu. Przed podróżą naczytałam się sporo o kuchni holenderskiej (która do tej pory była mi praktycznie nieznana), i przyznam, że opisy na które trafiłam, bardzo przypadły mi do gustu. Najbardziej charakterystycznym, tradycyjnym daniem holenderskim jest właśnie stamppot, czyli gotowane ziemniaki z warzywami. Właściwie to rozgotowane i utłuczone, podawane z wędzoną kiełbasą rookworst i sosem jus. Proste, pożywne danie, wywodzące się z kuchni chłopskiej. Bardzo lubię takie przepisy, szczególnie, że warzywa można dodać takie, jakie akurat mamy pod ręką – prawie wszystko da się rozgotować ;) Najpopularniejsza jest wersja z jarmużem lub cykorią.
Rozumiecie więc, że na stamppot miałam przemożną ochotę :)
Niestety, nie znaleźliśmy go nigdzie… Krążąc wśród uliczek Amsterdamu natrafiliśmy na ogromną ilość knajp włoskich, chińskich, japońskich (sushi), były kebaby, hot dogi i pizze… Ale stamppota nie było :( Tzn. może i gdzieś był, ale mimo szczerych chęci – nie znalazłam!
Gdy żołądki już kategorycznie zażądały zaprzestania poszukiwań, siedliśmy w pierwszej lepszej knajpce i zamówiliśmy po kanapce. Moja była z serem Old Amsterdam, więc tyle chociaż miałam z kuchni holenderskiej :) To był pierwszy raz gdy jadłam kanapkę nożem i widelcem… Była tak napakowana dodatkami, że nie mogłam tego utrzymać bez rozrzucania składników wszędzie dookoła ;)
Wieczorem postanowiliśmy ponowić poszukiwania stammpota – choć wiedzieliśmy, że o tej porze kuchnia będzie zamknięta, w razie sukcesu zaznaczylibyśmy to miejsce na mapie i wrócilibyśmy dnia następnego. Ze strony http://www.stamppotje.nl/ wzięłiśmy adresy lokali, które ponoć serwują stamppoty. Wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy to sprawdzić. W miejscu Stamppotje, stał lokal o nazwie IJscuypje, ale logo bardzo przypominało to ze strony. Na szyldzie namalowane były lody… Okazało się, że Stamppotje są tu serwowane zimą, a na lato zmieniają się w lodziarnie :D
Cóż, choć wypatrywałam kuchni holenderskiej, nie udało mi się spróbować stamppotu, ani właściwie żadnej innej potrawy typowo holenderskiej – tylko holenderskie śniadanie. Można odnieść wrażenie, że Holendrzy nie chwalą się swoją kuchnią. Za to przynajmniej są ewidentnie dumni ze swoich serów. Trzeba przyznać, że mają z czego…
Czy wiecie, że Gouda jest serem holenderskim? W Amsterdamie pełno było sklepów z serem Old Amsterdam, który jest długodojrzewającą odmianą Goudy. Możliwa była też degustacja niektórych odmian, w tym celu wyłożono miseczkę kostek sera a obok wykałaczki i musztardę. Oczywiście spróbowałam :) Ser był pyszny, o bardzo intensywnym i bogatym smaku. Nic dziwnego, gdyż Old Amsterdam został uhonorowany tytułem “Premier Grand Cru Classe” i jest uznawany za najlepszą wersję dojrzałej Goudy.
Spacerując po ulicach Amsterdamu można było zauważyć jeszcze jeden, mocno wyróżniajacy się produkt – Nutella. Podawana na gofrach, lub na gorących, świeżutkich naleśnikach. Można było do tego dołożyć lody lub owoce. Lub jedno i drugie ;) Czysta rozpusta.
Bardzo miło będę wspominać Amsterdam, ale pozostawił mi z pewnością spory niedosyt… Muszę wrócić tu którejś zimy na stamppota :)
Dodaj komentarz